sobota, 29 sierpnia 2015

ciąg dalszy

Ja i Shaylen rozmawiałyśmy w najlepsze z Moon. To była taka fajna lwiczka - znałyśmy ją zaledwie od paru minut, ale od razu ją polubiłyśmy. Chyba cudem zdążyłyśmy na czas. Udało nam się ocalić Moon przed strasznym losem. Dobrze, że ten cały Shadow i jego kumple nie znali się na magii. Łatwo było je przestraszyć. Co za wredne typy... Cały czas słyszało się o lwach mordujących lwiątka, ale nigdy dotąd nie trafiłam na kanibali... W każdym razie, uznałyśmy, że trzeba pomóc Moon - sama nie była tu bezpieczna. Przyjęłyśmy ją do stada wiedząc, że w ten sposób pomożemy jej. A i my czułyśmy się w jej towarzystwie o wiele raźniej.
- O nie, wracają! - syknęła nagle Shaylen. Zbliżał się do nas jakiś obcy lew.
- Moon, czy to ktoś od tego Shadow'a? - spytałam nerwowo.
- Hmm... nie jestem pewna... słabo go widać... - przyznała Moon.
Na wszelki wypadek postanowiłam jednak dmuchnąć wiatrem, żeby odstraszyć przeciwnika. Nagle oślepił mnie błysk światła tak mocny, że aż jęknęłam i straciłam równowagę. Również Shaylen próbowała osłonić łapami oczy. Lew stanął przed nami i spytał, dlaczego go zaatakowałyśmy. To wytrąciło nas z równowagi.
- Nie jesteś ze stada tego lwa o imieniu Shadow? - rzuciłam podejrzliwie. Przed oczami wciąż tańczyły mi czerwone plamki. - Chciał zabić i pożreć Moon - wskazałam kremową lwiczkę. - Użyłam mocy wiatru, żeby je odgonić... Moon, to nie jest jeden z tych lwów? - spytałam lwiczkę, żeby się upewnić, ale Moon pokręciła głową. Zwróciłam się znów do lwa: - W takim razie przepraszam...
- Może przedstawmy się. To jest Alfa, to Moon, ja jestem Shaylen - powiedziała bordowofutra. - A kim ty jesteś?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz